"Czasami coś w nas umiera i nie chce
zmartwychwstać."
Drogi pamiętniku,
Nie jestem pewna co chciałabym napisać. W mojej głowie tłoczy się tyle
myśli, tyle emocji, których nie potrafię przelać na papier, a bardzo bym
chciała. Może to pomogłoby mi na chwilę odpocząć. Mieszkam… Siedzę tutaj i
staram się przetrwać z tym debilem ponad tydzień . Dowiedziałam się naprawdę
niewielu rzeczy. Mam na imię Hermiona, mieszkam z rodzicami nie wiadomo gdzie, mam
przyjaciół, podobno idiotów, którzy do tej pory nie zainteresowali się moim
losem, jestem przemądrzała, kocham czytać i… Tak, to w sumie wszystkie
informacje, które mogą mi się w jakikolwiek sposób przydać. Nie wiem jak długo
jeszcze to zniosę. On ciągle... Draco ciągle zachowuje się tak, jakby pozjadał
wszystkie rozumy. Myśli, że skoro straciłam pamięć to może traktować mnie jak
kogoś gorszego? Ja mu jeszcze pokażę. Zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni.
A w chwili obecnej grzecznie się umyję, ubiorę, zjem coś i rozpocznę kolejny, nic
nieznaczący dzień. Głowa do góry, uśmiech i do boju.
Kasztanowłosa dziewczyna odłożyła
pióro, chowając jednocześnie zeszyt pod poduszką. Wstała z łóżka i powolnym
krokiem podeszła do niewielkiego, wiszącego na drzwiach szafy lustra. Od
niechcenia skierowała wzrok na szklaną taflę. Ujrzała szczupłą, niewysoką
nastolatkę z burzą niesfornych, brązowych loków na głowie, z gigantycznymi,
fioletowymi sińcami pod oczyma. Tak, tej nocy także nie zasnęła. Zdecydowanie
zbyt dużo myślała o tym wszystkim. Chciałaby czuć się wreszcie… sobą. Być z
rodziną, przyjaciółmi. Westchnęła głośno na myśl, że dzisiaj znów będzie
musiała spędzić kolejny dzień w towarzystwie tego skretyniałego, aroganckiego
idioty. Miała już dosyć jego uwag i ciągłych pretensji o to, że na
przykład barek znów jest pusty. Czy to ona tak troskliwie się nim opiekowała
przez ostatni tydzień? Każde jego spojrzenie, którym jak zwykle witał ją, gdy po całym
dniu unikania siebie nawzajem musieli się w końcu spotkać, doprowadzało ją do
białej gorączki. Otworzyła szafę, wyciągnęła szarą
koszulkę, ciemne jeansy i udała się do łazienki. Po orzeźwiającym prysznicu
ubrała się, związała włosy i pewnym krokiem wyszła z pomieszczenia. Myślała o tym, co dzisiejszego dnia będzie robić,
gdy usłyszała głos blondyna.
*****
-Tak, tak dzisiaj będę. Znaczy…
będziemy. Dobra, nie wkurzaj mnie nawet! To nie jest piknik, rozumiesz?! Jestem
na skraju załamania nerwowego, człowieku! Chcę moje życie, chcę moją przestrzeń
życiową i moją… Ok, wyjaśnię ci wszystko na miejscu. Na razie.
Nie miała pojęcia z kim chłopak
rozmawiał, lecz przeczuwała, że ten dzień z pewnością nie będzie lepszy niż
poprzednie.
Wściekły do granic możliwości
rzucił słuchawką. Czy naprawdę nikt nie potrafi pojąć tego, że on pragnie
jedynie ciszy i spokoju? Nawet Zabini. Ten Zabini, który rozumiał go nawet
wtedy, gdy inni tylko nieudolnie próbowali przemówić mu do rozsądku, robi
sobie z niego jaja. Przecież nie prosił o to, by pod jego domem zjawiła się ta…
ta… Nie wiedząc, co ze sobą zrobić podniósł z podłogi telefon i odłożył go na
stolik. W ostatnim czasie zaczął przekonywać się do tych dziwnych, mugolskich
urządzeń, które kiedyś wydawały mu się tak prymitywne. Wyszedł z pokoju
rozmyślając o tym, że może choć dzisiaj się zabawi. Blaise zadzwonił w
odpowiedniej chwili z propozycją, by odwiedził klub, który jego ciotka
powierzyła mu na te wakacje. Napicie się i poderwanie jakiś dziewczyn było
rzeczą, która w tej chwili wydawała mu się równie kusząca, co łyk Felix
Felicis. Wchodząc do kuchni spostrzegł swojego gościa, siedzącego przy stole i zajadającego
tosty. Bez słowa, głośno wzdychając, podszedł do lodówki.
-Granger, po południu wychodzimy.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego
Blaise nie pozwolił mu przyjść samemu. Czy nie wyraził się dostatecznie jasno
mówiąc, że od tygodnia musi ją oglądać dzień w dzień? Dziewczyna wydawała się
być równie wstrząśnięta perspektywą wspólnego wyjścia, co on sam.
-Co proszę? – spojrzała na niego,
marszcząc brwi.
-Chociaż ty siedź cicho, błagam. Daj
mi dokończyć. – wziął głęboki oddech. – Mój kumpel dzwonił i zaprasza nas… Tak
wiem, dla mnie też ten pomysł jest absurdalny, ale inaczej nie będę miał szansy
się napić. Więc, no, idziemy dzisiaj po południu do klubu.
Załamał się w duchu, widząc
wytrzeszczone oczy kasztanowłosej i jej wzrok skierowany na jego skromną osobę.
Przecież nie pójdzie do klubu z Granger, ubraną w wyciągniętą koszulkę, jeansy i brudne trampki. Starając się o tym dłużej nie
myśleć otworzył lodówkę, wyjął kabanosa i opuścił kuchnię, zostawiając
zmieszaną dziewczynę samą.
Słońce powoli znikało za horyzontem.
Zdezorientowana Hermiona siedziała na łóżku w swoim pokoju. Delikatny makijaż,
przy użyciu jedynie tuszu do rzęs i kilku cieni do powiek, podkreślał
spojrzenie jej czekoladowych oczu, a sprężyste loki sprawiały, że całość wyglądała
zadziornie i dziewczęco zarazem. Mimo tego, że wyglądała naprawdę ładnie,
dziewczyna nie czuła się dobrze. Odkąd usłyszała od Malfoy’a, że mają wyjść
razem do klubu jakiegoś Zabiniego, po wcześniejszym wysłuchaniu pretensji i zażaleń, nakrzyczała na blondyna i
po prostu zamknęła się w pokoju. Nie była pewna tego, dlaczego ta sytuacja tak
ją przeraża. Przecież po tylu dniach siedzenia na odludziu powinna cieszyć się
z tego, że wreszcie wyjdzie do ludzi. Brunetka nie miała jednak ochoty na
wycieczkę, i to w dodatku z blondynem, który z pewnością do domu nie wróci
trzeźwy. Ciągłe wysłuchiwanie jego marudzenia, gdy był w stanie upojenia
alkoholowego, doprowadzało ją do obłędu, a wyznania, którymi wtedy ją obdarzał,
były co najmniej idiotyczne. Mimo tych wszystkich myśli i obaw musiała
stwierdzić, że dzisiejszego dnia odwaliła kawał niezłej roboty. Na dnie szafy
znalazła troszkę znoszoną, długą, czarną suknię. Za pomocą nożyczek, kilku
upięć, igły i nitki, z nieciekawego kawałka materiału powstała krótka sukienka.
Ubiór, w jej odczuciu nazbyt odsłaniający ciało, podkreślał jej smukłą sylwetkę
i uwydatniał atuty, które do tej pory dziewczyna codziennie ukrywała pod
workowatymi ubraniami. Problem z odnalezieniem odpowiedniego obuwia również
rozwiązał się jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. W tej samej szafie, w
kartonie obok, dostrzegła zbiór eleganckich, nienoszonych butów. Mimo dużego
wyboru, jedynymi butami, które okazały się być na nią dobre była para czarnych,
zabudowanych, wysokich koturn, które od razu przypadły jej do gustu. Nawet siedząc
tak ubrana dziewczyna nie czuła się ani pewnie, a już z pewnością nie
seksownie. Powoli wstała i nie patrząc w lustro wyszła z pokoju i skierowała się
ku schodom, przy których już czekał Draco.
*****
Przyciemnione światło skutecznie umożliwiało odnalezienie swoich towarzyszy, a głośna muzyka przeszkadzała w prowadzeniu konwersacji. Nie przeszkadzało to chyba jedynie siedzącym przy stole chłopakom. Rozwalony na sofie Malfoy , energicznie gestykulując rękoma i wylewając przy tym połowę swojego drinka, starał się coś wytłumaczyć czarnoskóremu młodzieńcowi, którego cała uwaga skierowana była na tańczącej niedaleko dziewczynie.
*****
*****
Przyciemnione światło skutecznie umożliwiało odnalezienie swoich towarzyszy, a głośna muzyka przeszkadzała w prowadzeniu konwersacji. Nie przeszkadzało to chyba jedynie siedzącym przy stole chłopakom. Rozwalony na sofie Malfoy , energicznie gestykulując rękoma i wylewając przy tym połowę swojego drinka, starał się coś wytłumaczyć czarnoskóremu młodzieńcowi, którego cała uwaga skierowana była na tańczącej niedaleko dziewczynie.
-Stary, siedź cicho! Popatrz
lepiej tam. – machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. – Wyluzuj trochę,
zobacz jakie laski! Ciągle nawijasz o tej twojej Granger a tymczasem tutaj tyle
piękności się kręci! O, choćby ta! Cud, miód i malina! Piękne włosy…
Malfoy prychnął, wypluwając
niechcący napój na towarzysza.
-Blaise, ty się lepiej puknij w
ten swój pusty, spity łeb i przestań pożerać wzrokiem tyłek Granger!
Wyraźnie zbity z tropu chłopak
dokładnie przyjrzał się obiektowi swoich westchnień. Na Salazara, przecież to
właśnie była owa udręka jego przyjaciela! Całkowicie zmieniona Hermiona, w
króciutkiej sukience tańczyła na środku parkietu w jego klubie. Skierował
zmieszany wzrok na blondyna.
-Słuchaj, przyjacielu. Ja wiem, że
macie odmienne zdania, że czasem się nie zgadzacie…
-Człowieku, mieszkam z nią od
kilku dni a już czuję, że tracę zmysły. Nie po to wyrwałem się z tego
wariatkowa, żeby trafić jeszcze gorzej. Gdybym wiedział, że to się tak skończy
to zostałbym tam i cierpliwie czekał, aż tatuś wyda mi kolejny rozkaz. – wypił spory
łyk Ognistej Whisky. – Dobrze wiesz jak to wyglądało. Zero swobody, zero racji,
zero marzeń. Posłuszeństwo i całkowite oddanie. Kto chciałby tak żyć?
-Opowiadałeś mi to już wiele razy.
Wszystko rozumiem ale musisz wyluzować! Masz pod dachem taką laskę a ty
spędzasz czas na użalaniu się nad sobą? – chłopak uniósł znacząco jedną brew.
-Cholera jasna, Blaise! Ty serio
nic nie kumasz? To, że straciła pamięć nie sprawiło, że stała się jakąś
seksbombą. To Granger, ta sama Granger. Irytująca, wkurwiająca i przemądrzała
Granger.
Wyrzucając z siebie wszystko
zostawił przyjaciela i ruszył w kierunku baru, z zamiarem całkowitego
zatracenia się. Może i Zabini ma trochę racji… Granger nie wie, chyba, kim była
kiedyś. Dalej nie mógł zrozumieć jednak tego, skąd ona się w ogóle wzięła koło
jego domu i kto wymazał jej pamięć. Kto, i oczywiście w jakim celu. Nie
wierzył, że to zwykły przypadek. Pewnego wieczoru przyszło mu nawet na myśl, że
jego ojciec może mieć z tym coś wspólnego, lecz ta myśl wydała mu się tak
absurdalna, że z krzywym uśmiechem zasnął w przeciągu kilku sekund. Odnalazł
wzrokiem Hermionę, która wyglądała na szczęśliwą. Pierwszy raz widział brunetkę
w takiej sytuacji, pierwszy raz widział ją poza murami szkoły. Roześmiana
dziewczyna tańczyła w rytm klubowej muzyki, z drinkiem w dłoni. W tej chwili
nawet to, że jego wróg, przeciwnik alkoholu, sam się nim degustuje, nie zrobiło
na nim większego wrażenia. Podszedł do baru, złożył zamówienie i opadł na
pobliski fotel. Czuł, że jutro będzie tego żałował ale picie za darmo, w klubie
jego przyjaciela, było zbyt kuszącą propozycją, by się teraz nad tym martwić.
Przymknął oczy i cierpliwie czekał, aż barman wykrzyczy jego nazwisko.
-Malfoy!
Szczęśliwy chłopak uniósł powieki
i od razu otworzył szeroko oczy. Barman okazał się być Hermioną, która
wyglądała tak, jakby zaraz miała go zabić tutaj, na oczach tych wszystkich
ludzi.
-Granger, jak się za tobą
stęskniłem! – wydusił z krzywą miną.
-Kiedy miałeś zamiar powiedzieć
mi, że jesteśmy czarodziejami? – spytała nazbyt spokojnym głosem, który
sugerował, że za chwilę rozpęta się piekło.
-Ależ moja droga, nie przypominam
sobie, byś zadawała takie pytanie więc po co te nerwy? – zdawał sobie sprawę z
tego, że takim zachowaniem tylko prowokuje Hermionę, lecz zbyt duża ilość
alkoholu w organizmie dodawała mu jeszcze większej odwagi niż zazwyczaj.
-Nie zadałam pytania, tak? To
chyba nie jest jedno ze standardowych pytań, które zadają ludzie przy
poznawaniu się? Myślałeś, że nigdy się nie dowiem, bo mi o tym nie powiesz? Co
jeszcze masz w zanadrzu? Latamy na miotłach w pelerynach? I czego się
cieszysz?! – wydarła się na cały klub, widząc rozbawionego blondyna, który
wręcz dusił się ze śmiechu.
-Prawdę mówiąc… Tak, Granger,
latamy na miotłach. Znaczy się ja latam, ty jesteś w tym beznadziejna. – wyszczerzył zęby. – Przygotowujemy
eliksiry, rzucamy zaklęcia, pojedynkujemy się w kiblach i gadamy z duchami, a
ty jesteś największą kujonką na świecie. Chcesz wiedzieć jeszcze coś? – dodał znudzonym
głosem.
Dziewczyna miała ochotę rozerwać
go na strzępy. Pewnie myślał, że skoro będzie siedział cicho to ona nigdy się o
niczym nie dowie. Na jego nieszczęście chłopak, z którym tańczyła chciał wiedzieć, jaką
formę przyjmuje jej Patronus. Po otrzymaniu odpowiedzi, że nie ma pojęcia czym
wspomniany Patronus jest zmieszany brunet wytłumaczył jej, że sama uczyła go
tego zaklęcia na piątym roku. W dalszej części rozmowy dowiedziała się, że
według niego jest najzdolniejszą czarownicą na roku i widocznie pod wpływem
alkoholu zaczyna gadać głupoty. Szybko odnalazła blondyna, co nie okazało się
problemem, gdyż Malfoy siedział rozwalony przy jego kochanym „wodopoju”.
Wpatrywała się w chłopaka, który wydawał się nie być zdolnym do kontynuowania
rozmowy i wręcz zasypia na siedząco. Odszukała wzrokiem Zabiniego i gestem ręki
kazała mu przyjść. Nie miała zamiaru zbierać towarzysza z podłogi a za cholerę
nie miała pojęcia, jak wrócić do domu.
-No witam, śliczna. Problemy z
naszym arystokratą? –zerknął od niechcenia na leżącego już na ziemi blondyna. – Nie martw się, bywało już
gorzej.
-Ee, okej, wierzę ci. Po prostu
chciałabym już wracać a nie do końca wiem jak mam to zrobić. Przyjechaliśmy tu
autobusem, a ja…
-Czekaj, czekaj… Co?! Draco Malfoy
autobusem? – czarnoskóry chłopak otworzył szeroko usta. Nie mógł uwierzyć w to,
że jego przyjaciel, który nigdzie nie ruszał się bez szofera mógł podróżować
takim środkiem transportu.
-Wiesz, może po prostu nie chciał
bym się dowiedziała, że może latać na miotle czy coś w tym stylu. Tak, wiem już
o co w tym wszystkim chodzi. Możesz… Nie wiem, jest jakieś zaklęcie, które
odstawiłoby nas do domu?
-Zaklęć to ja takich nie znam, ty
zawsze byłaś od myślenia. – uśmiechnął się szeroko, szczerze zdziwiony tym, że
tak swobodnie rozmawia mu się z Gryfonką. – Możemy za to się teleportować. –rozejrzał
się dookoła, chwycił leżącego blondyna w pasie i zarzucił sobie na plecy. –
Chwyć mnie mocno za ramię, może być nieprzyjemnie.
*****
Po położeniu nieprzytomnego
blondyna na kanapie, Hermiona podziękowała Zabiniemu za pomoc. Rozmawiali
chwilę, po czym chłopak stwierdził, że powinien się zwijać.
-Dzięki za pomoc… – zaczęła
niepewnie brunetka. –Wiesz, za przetransportowanie nas tutaj.
-Draco to mój kumpel, nie miałem
wyboru. –wyszczerzył zęby. Sam czuł, że dzisiejszego wieczoru za dużo wypił. –
Prawdę mówiąc to nawet spoko gość, tylko za dużo myśli. Na pierwszy rzut oka
może jest aroganckim dupkiem, ale i on nie ma łatwego życia. – chłopak zamyślił
się. - Ciągle narzeka, marudzi, rzuca klątwami na prawo i lewo ale... To po prostu Malfoy. Do zobaczenia niedługo. - Chłopak puścił jej oczko, po czym jego sylwetka rozmyła się w ciemnościach. Hermiona zamknęła drzwi i skierowała się ku schodom, prowadzącymi do jej pokoju. Gdy stała już na stopniach, rzuciła ostatnie spojrzenie w kierunku chrapiącego, rozwalonego na sofie blondyna.
-Tak, to po prostu Malfoy.