niedziela, 30 marca 2014

ROZDZIAŁ IV

"Czasami coś w nas umiera i nie chce zmartwychwstać."

Drogi pamiętniku,
Nie jestem pewna co chciałabym napisać. W mojej głowie tłoczy się tyle myśli, tyle emocji, których nie potrafię przelać na papier, a bardzo bym chciała. Może to pomogłoby mi na chwilę odpocząć. Mieszkam… Siedzę tutaj i staram się przetrwać z tym debilem ponad tydzień . Dowiedziałam się naprawdę niewielu rzeczy. Mam na imię Hermiona, mieszkam z rodzicami nie wiadomo gdzie, mam przyjaciół, podobno idiotów, którzy do tej pory nie zainteresowali się moim losem, jestem przemądrzała, kocham czytać i… Tak, to w sumie wszystkie informacje, które mogą mi się w jakikolwiek sposób przydać. Nie wiem jak długo jeszcze to zniosę. On ciągle... Draco ciągle zachowuje się tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy. Myśli, że skoro straciłam pamięć to może traktować mnie jak kogoś gorszego? Ja mu jeszcze pokażę. Zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni. A w chwili obecnej grzecznie się umyję, ubiorę, zjem coś i rozpocznę kolejny, nic nieznaczący dzień. Głowa do góry, uśmiech i do boju.


Kasztanowłosa dziewczyna odłożyła pióro, chowając jednocześnie zeszyt pod poduszką. Wstała z łóżka i powolnym krokiem podeszła do niewielkiego, wiszącego na drzwiach szafy lustra. Od niechcenia skierowała wzrok na szklaną taflę. Ujrzała szczupłą, niewysoką nastolatkę z burzą niesfornych, brązowych loków na głowie, z gigantycznymi, fioletowymi sińcami pod oczyma. Tak, tej nocy także nie zasnęła. Zdecydowanie zbyt dużo myślała o tym wszystkim. Chciałaby czuć się wreszcie… sobą. Być z rodziną, przyjaciółmi. Westchnęła głośno na myśl, że dzisiaj znów będzie musiała spędzić kolejny dzień w towarzystwie tego skretyniałego, aroganckiego idioty. Miała już dosyć jego uwag i ciągłych pretensji o to, że na przykład barek znów jest pusty. Czy to ona tak troskliwie się nim opiekowała przez ostatni tydzień? Każde jego spojrzenie, którym jak zwykle witał ją, gdy po całym dniu unikania siebie nawzajem musieli się w końcu spotkać, doprowadzało ją do białej gorączki. Otworzyła szafę, wyciągnęła szarą koszulkę, ciemne jeansy i udała się do łazienki. Po orzeźwiającym prysznicu ubrała się, związała włosy i pewnym krokiem wyszła z pomieszczenia.  Myślała o tym, co dzisiejszego dnia będzie robić, gdy usłyszała głos blondyna.
-Tak, tak dzisiaj będę. Znaczy… będziemy. Dobra, nie wkurzaj mnie nawet! To nie jest piknik, rozumiesz?! Jestem na skraju załamania nerwowego, człowieku! Chcę moje życie, chcę moją przestrzeń życiową i moją… Ok, wyjaśnię ci wszystko na miejscu. Na razie.
Nie miała pojęcia z kim chłopak rozmawiał, lecz przeczuwała, że ten dzień z pewnością nie będzie lepszy niż poprzednie. 

*****

Wściekły do granic możliwości rzucił słuchawką. Czy naprawdę nikt nie potrafi pojąć tego, że on pragnie jedynie ciszy i spokoju? Nawet Zabini. Ten Zabini, który rozumiał go nawet wtedy, gdy inni tylko nieudolnie próbowali przemówić mu do rozsądku, robi sobie z niego jaja. Przecież nie prosił o to, by pod jego domem zjawiła się ta… ta… Nie wiedząc, co ze sobą zrobić podniósł z podłogi telefon i odłożył go na stolik. W ostatnim czasie zaczął przekonywać się do tych dziwnych, mugolskich urządzeń, które kiedyś wydawały mu się tak prymitywne. Wyszedł z pokoju rozmyślając o tym, że może choć dzisiaj się zabawi. Blaise zadzwonił w odpowiedniej chwili z propozycją, by odwiedził klub, który jego ciotka powierzyła mu na te wakacje. Napicie się i poderwanie jakiś dziewczyn było rzeczą, która w tej chwili wydawała mu się równie kusząca, co łyk Felix Felicis. Wchodząc do kuchni spostrzegł swojego gościa, siedzącego przy stole i zajadającego tosty. Bez słowa, głośno wzdychając, podszedł do lodówki.
-Granger, po południu wychodzimy.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego Blaise nie pozwolił mu przyjść samemu. Czy nie wyraził się dostatecznie jasno mówiąc, że od tygodnia musi ją oglądać dzień w dzień? Dziewczyna wydawała się być równie wstrząśnięta perspektywą wspólnego wyjścia, co on sam.
-Co proszę? – spojrzała na niego, marszcząc brwi.
-Chociaż ty siedź cicho, błagam. Daj mi dokończyć. – wziął głęboki oddech. – Mój kumpel dzwonił i zaprasza nas… Tak wiem, dla mnie też ten pomysł jest absurdalny, ale inaczej nie będę miał szansy się napić. Więc, no, idziemy dzisiaj po południu do klubu.
Załamał się w duchu, widząc wytrzeszczone oczy kasztanowłosej i jej wzrok skierowany na jego skromną osobę. Przecież nie pójdzie do klubu z Granger, ubraną w wyciągniętą koszulkę, jeansy i brudne trampki.  Starając się o tym dłużej nie myśleć otworzył lodówkę, wyjął kabanosa i opuścił kuchnię, zostawiając zmieszaną dziewczynę samą.

*****

Słońce powoli znikało za horyzontem. Zdezorientowana Hermiona siedziała na łóżku w swoim pokoju. Delikatny makijaż, przy użyciu jedynie tuszu do rzęs i kilku cieni do powiek, podkreślał spojrzenie jej czekoladowych oczu, a sprężyste loki sprawiały, że całość wyglądała zadziornie i dziewczęco zarazem. Mimo tego, że wyglądała naprawdę ładnie, dziewczyna nie czuła się dobrze. Odkąd usłyszała od Malfoy’a, że mają wyjść razem do klubu jakiegoś Zabiniego, po wcześniejszym wysłuchaniu  pretensji i zażaleń, nakrzyczała na blondyna i po prostu zamknęła się w pokoju. Nie była pewna tego, dlaczego ta sytuacja tak ją przeraża. Przecież po tylu dniach siedzenia na odludziu powinna cieszyć się z tego, że wreszcie wyjdzie do ludzi. Brunetka nie miała jednak ochoty na wycieczkę, i to w dodatku z blondynem, który z pewnością do domu nie wróci trzeźwy. Ciągłe wysłuchiwanie jego marudzenia, gdy był w stanie upojenia alkoholowego, doprowadzało ją do obłędu, a wyznania, którymi wtedy ją obdarzał, były co najmniej idiotyczne. Mimo tych wszystkich myśli i obaw musiała stwierdzić, że dzisiejszego dnia odwaliła kawał niezłej roboty. Na dnie szafy znalazła troszkę znoszoną, długą, czarną suknię. Za pomocą nożyczek, kilku upięć, igły i nitki, z nieciekawego kawałka materiału powstała krótka sukienka. Ubiór, w jej odczuciu nazbyt odsłaniający ciało, podkreślał jej smukłą sylwetkę i uwydatniał atuty, które do tej pory dziewczyna codziennie ukrywała pod workowatymi ubraniami. Problem z odnalezieniem odpowiedniego obuwia również rozwiązał się jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. W tej samej szafie, w kartonie obok, dostrzegła zbiór eleganckich, nienoszonych butów. Mimo dużego wyboru, jedynymi butami, które okazały się być na nią dobre była para czarnych, zabudowanych, wysokich koturn, które od razu przypadły jej do gustu. Nawet siedząc tak ubrana dziewczyna nie czuła się ani pewnie, a już z pewnością nie seksownie. Powoli wstała i nie patrząc w lustro wyszła z pokoju i skierowała się ku schodom, przy których już czekał Draco.

*****

Przyciemnione światło skutecznie umożliwiało odnalezienie swoich towarzyszy, a głośna muzyka przeszkadzała w prowadzeniu konwersacji. Nie przeszkadzało to chyba jedynie siedzącym przy stole chłopakom. Rozwalony na sofie Malfoy , energicznie gestykulując rękoma i wylewając przy tym połowę swojego drinka, starał się coś wytłumaczyć czarnoskóremu młodzieńcowi, którego cała uwaga skierowana była na tańczącej niedaleko dziewczynie.
-Stary, siedź cicho! Popatrz lepiej tam. – machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. – Wyluzuj trochę, zobacz jakie laski! Ciągle nawijasz o tej twojej Granger a tymczasem tutaj tyle piękności się kręci! O, choćby ta! Cud, miód i malina! Piękne włosy…
Malfoy prychnął, wypluwając niechcący napój na towarzysza.
-Blaise, ty się lepiej puknij w ten swój pusty, spity łeb i przestań pożerać wzrokiem tyłek Granger!
Wyraźnie zbity z tropu chłopak dokładnie przyjrzał się obiektowi swoich westchnień. Na Salazara, przecież to właśnie była owa udręka jego przyjaciela! Całkowicie zmieniona Hermiona, w króciutkiej sukience tańczyła na środku parkietu w jego klubie. Skierował zmieszany wzrok na blondyna.
-Słuchaj, przyjacielu. Ja wiem, że macie odmienne zdania, że czasem się nie zgadzacie…
-Człowieku, mieszkam z nią od kilku dni a już czuję, że tracę zmysły. Nie po to wyrwałem się z tego wariatkowa, żeby trafić jeszcze gorzej. Gdybym wiedział, że to się tak skończy to zostałbym tam i cierpliwie czekał, aż tatuś wyda mi kolejny rozkaz. – wypił spory łyk Ognistej Whisky. – Dobrze wiesz jak to wyglądało. Zero swobody, zero racji, zero marzeń. Posłuszeństwo i całkowite oddanie. Kto chciałby tak żyć?
-Opowiadałeś mi to już wiele razy. Wszystko rozumiem ale musisz wyluzować! Masz pod dachem taką laskę a ty spędzasz czas na użalaniu się nad sobą? – chłopak uniósł znacząco jedną brew.
-Cholera jasna, Blaise! Ty serio nic nie kumasz? To, że straciła pamięć nie sprawiło, że stała się jakąś seksbombą. To Granger, ta sama Granger. Irytująca, wkurwiająca i przemądrzała Granger.
Wyrzucając z siebie wszystko zostawił przyjaciela i ruszył w kierunku baru, z zamiarem całkowitego zatracenia się. Może i Zabini ma trochę racji… Granger nie wie, chyba, kim była kiedyś. Dalej nie mógł zrozumieć jednak tego, skąd ona się w ogóle wzięła koło jego domu i kto wymazał jej pamięć. Kto, i oczywiście w jakim celu. Nie wierzył, że to zwykły przypadek. Pewnego wieczoru przyszło mu nawet na myśl, że jego ojciec może mieć z tym coś wspólnego, lecz ta myśl wydała mu się tak absurdalna, że z krzywym uśmiechem zasnął w przeciągu kilku sekund. Odnalazł wzrokiem Hermionę, która wyglądała na szczęśliwą. Pierwszy raz widział brunetkę w takiej sytuacji, pierwszy raz widział ją poza murami szkoły. Roześmiana dziewczyna tańczyła w rytm klubowej muzyki, z drinkiem w dłoni. W tej chwili nawet to, że jego wróg, przeciwnik alkoholu, sam się nim degustuje, nie zrobiło na nim większego wrażenia. Podszedł do baru, złożył zamówienie i opadł na pobliski fotel. Czuł, że jutro będzie tego żałował ale picie za darmo, w klubie jego przyjaciela, było zbyt kuszącą propozycją, by się teraz nad tym martwić. Przymknął oczy i cierpliwie czekał, aż barman wykrzyczy jego nazwisko.
-Malfoy!
Szczęśliwy chłopak uniósł powieki i od razu otworzył szeroko oczy. Barman okazał się być Hermioną, która wyglądała tak, jakby zaraz miała go zabić tutaj, na oczach tych wszystkich ludzi.
-Granger, jak się za tobą stęskniłem! – wydusił z krzywą miną.
-Kiedy miałeś zamiar powiedzieć mi, że jesteśmy czarodziejami? – spytała nazbyt spokojnym głosem, który sugerował, że za chwilę rozpęta się piekło. 
-Ależ moja droga, nie przypominam sobie, byś zadawała takie pytanie więc po co te nerwy? – zdawał sobie sprawę z tego, że takim zachowaniem tylko prowokuje Hermionę, lecz zbyt duża ilość alkoholu w organizmie dodawała mu jeszcze większej odwagi niż zazwyczaj.
-Nie zadałam pytania, tak? To chyba nie jest jedno ze standardowych pytań, które zadają ludzie przy poznawaniu się? Myślałeś, że nigdy się nie dowiem, bo mi o tym nie powiesz? Co jeszcze masz w zanadrzu? Latamy na miotłach w pelerynach? I czego się cieszysz?! – wydarła się na cały klub, widząc rozbawionego blondyna, który wręcz dusił się ze śmiechu.
-Prawdę mówiąc… Tak, Granger, latamy na miotłach. Znaczy się ja latam, ty jesteś w tym beznadziejna.  – wyszczerzył zęby. – Przygotowujemy eliksiry, rzucamy zaklęcia, pojedynkujemy się w kiblach i gadamy z duchami, a ty jesteś największą kujonką na świecie. Chcesz wiedzieć jeszcze coś? – dodał znudzonym głosem.

Dziewczyna miała ochotę rozerwać go na strzępy. Pewnie myślał, że skoro będzie siedział cicho to ona nigdy się o niczym nie dowie. Na jego nieszczęście chłopak, z którym tańczyła chciał wiedzieć, jaką formę przyjmuje jej Patronus. Po otrzymaniu odpowiedzi, że nie ma pojęcia czym wspomniany Patronus jest zmieszany brunet wytłumaczył jej, że sama uczyła go tego zaklęcia na piątym roku. W dalszej części rozmowy dowiedziała się, że według niego jest najzdolniejszą czarownicą na roku i widocznie pod wpływem alkoholu zaczyna gadać głupoty. Szybko odnalazła blondyna, co nie okazało się problemem, gdyż Malfoy siedział rozwalony przy jego kochanym „wodopoju”. Wpatrywała się w chłopaka, który wydawał się nie być zdolnym do kontynuowania rozmowy i wręcz zasypia na siedząco. Odszukała wzrokiem Zabiniego i gestem ręki kazała mu przyjść. Nie miała zamiaru zbierać towarzysza z podłogi a za cholerę nie miała pojęcia, jak wrócić do domu.
-No witam, śliczna. Problemy z naszym arystokratą? –zerknął od niechcenia na leżącego już na ziemi blondyna. – Nie martw się, bywało już gorzej.
-Ee, okej, wierzę ci. Po prostu chciałabym już wracać a nie do końca wiem jak mam to zrobić. Przyjechaliśmy tu autobusem, a ja…
-Czekaj, czekaj… Co?! Draco Malfoy autobusem? – czarnoskóry chłopak otworzył szeroko usta. Nie mógł uwierzyć w to, że jego przyjaciel, który nigdzie nie ruszał się bez szofera mógł podróżować takim środkiem transportu.
-Wiesz, może po prostu nie chciał bym się dowiedziała, że może latać na miotle czy coś w tym stylu. Tak, wiem już o co w tym wszystkim chodzi. Możesz… Nie wiem, jest jakieś zaklęcie, które odstawiłoby nas do domu?
-Zaklęć to ja takich nie znam, ty zawsze byłaś od myślenia. – uśmiechnął się szeroko, szczerze zdziwiony tym, że tak swobodnie rozmawia mu się z Gryfonką. – Możemy za to się teleportować. –rozejrzał się dookoła, chwycił leżącego blondyna w pasie i zarzucił sobie na plecy. – Chwyć mnie mocno za ramię, może być nieprzyjemnie. 

*****
Po położeniu nieprzytomnego blondyna na kanapie, Hermiona podziękowała Zabiniemu za pomoc. Rozmawiali chwilę, po czym chłopak stwierdził, że powinien się zwijać.
-Dzięki za pomoc… – zaczęła niepewnie brunetka. –Wiesz, za przetransportowanie nas tutaj.
-Draco to mój kumpel, nie miałem wyboru. –wyszczerzył zęby. Sam czuł, że dzisiejszego wieczoru za dużo wypił. – Prawdę mówiąc to nawet spoko gość, tylko za dużo myśli. Na pierwszy rzut oka może jest aroganckim dupkiem, ale i on nie ma łatwego życia. – chłopak zamyślił się. - Ciągle narzeka, marudzi, rzuca klątwami na prawo i lewo ale... To po prostu Malfoy. Do zobaczenia niedługo. - Chłopak puścił jej oczko, po czym jego sylwetka rozmyła się w ciemnościach. Hermiona zamknęła drzwi i skierowała się ku schodom, prowadzącymi do jej pokoju. Gdy stała już na stopniach, rzuciła ostatnie spojrzenie w kierunku chrapiącego, rozwalonego na sofie blondyna. 
-Tak, to po prostu Malfoy. 


czwartek, 6 marca 2014

ROZDZIAŁ III

„W gruncie rzeczy to wszystko, czym jesteśmy.”

Słońce przyjemnie ogrzewało gołe ramiona, delikatny wiatr bawił się włosami. Niewysoka, szczupła brunetka leżała na soczyście zielonej trawie i przyglądała się wędrującym po niebie obłokom. Nie pamiętała chwili, w której się tam znalazła ale jakie to miało teraz znaczenie? Czuła, że to jedyna szansa by delektować się tą chwilą, że taka okazja już nigdy więcej się nie powtórzy. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała dookoła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w ręce trzyma niewielki patyk. Dookoła było strasznie cicho więc uniosła go, a wtedy znikąd pojawiło się stado małych ptaków, które swoim pięknym śpiewem wypełniły wszechobecną ciszę. Brunetka uśmiechnęła się, niedbale spięła włosy w luźnego koka i przymknęła oczy. Nagle usłyszała szelest trawy dochodzący z niedaleka. Minimalnie uchyliła powieki i spostrzegła szybko idącą w jej stronę osobę. Nieznacznie spuściła wzrok na swoje dłonie, a gdy uniosła głowę z powrotem znalazła się twarzą w twarz z wysokim osobnikiem płci męskiej. Miał nienaturalnie jasne, opadające na czoło włosy i szare, duże oczy, które zdawały się zaglądać w najodleglejsze zakamarki jej duszy. Poczuła ciarki na plecach, a chłopak uśmiechnął się nieznacznie.
-Rusz tą dupę, nie będę czekał cały dzień! - krzyknął, na co ona niekontrolowanie podskoczyła. Nie spodziewała się takiego przywitania. Musiała jednak przyznać, że jego głos brzmiał niesamowicie, nawet wtedy, gdy nie wyczuwała w nim żadnych emocji.
-Dobra, sama tego chciałaś. Próbowałem być miły. - dodał, na co ona jedynie zmierzyła go wzrokiem. Z pewnością przestała lubić młodzieńca, a on zachowywał się co najmniej dziwnie. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, chłopak chwycił ją za ramiona i mocno popchnął do tyłu. Wylądowała na czymś twardym. Chwila… Od kiedy trawa jest twarda?

*****

Z kpiącym uśmiechem na ustach wpatrywał się w leżącą na ziemi, zszokowaną dziewczynę. Szczerze mówiąc to nawet nie chciał jej zrzucać z kanapy, lecz naprawdę nie mógł oprzeć się tej pokusie. Wyraz jej twarzy był bezcenny. Zaśmiał się pod nosem widząc jej wielkie, brązowe oczy, które wpatrywały się w niego z taką intensywnością, że z powodzeniem mogłyby zrobić dziurę w skale. Obserwował jej bezradne ruchy, gdy próbowała wyswobodzić się z grubego koca, który całkiem skutecznie uniemożliwiał dziewczynie wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Po jakimś czasie nierównej walki zmęczona, zirytowana i nieprawdopodobnie wkurzona nastolatka z burzą kasztanowych włosów na głowie stała przed młodzieńcem, który z całych sił próbował opanować napady duszącego śmiechu.
-Witam w moim królestwie. Mam nadzieję, że dobrze się spało, a teraz do roboty! - walnął dziarsko na przywitanie. W przeciwieństwie do kasztanowłosej był od rana w znakomitym humorze. Pogodził się z jej niezapowiedzianą wizytą szybciej, niż mógłby przypuszczać. Nie chcąc tracić więcej cennego czasu, który miał zamiar poświęcić na doprowadzanie dziewczyny do białej gorączki, podszedł do okna i jednym ruchem odsunął żaluzje. Jasne promienie porannego słońca wypełniły całe pomieszczenie, na co jego towarzyszka mocno zmrużyła oczy.
-Mieszkasz teraz u mnie więc żyjemy na moich zasadach. Właśnie, dlaczego ty masz do cholery tutaj siedzieć?! Dobra, do tego wrócimy później. Zarządzam pobudki o 6 nad ranem, potem truchcikiem dookoła lasu w ramach rozgrzewki, następnie śniadanie, które z racji tego, że jesteś moim jakże wyczekiwanym gościem, ty będziesz przygotowywać. Dzisiaj mam wielką ochotę na jajecznicę więc musisz skoczyć do sklepu, a to niestety dobrych kilka kilometrów stąd. Cóż, nie mój problem. W dalszych planach mam natomiast... Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! -krzyknął w kierunku dziewczyny, która z powrotem leżała na kanapie i zdawała się go mieć zupełnie w nosie. Przesadnie akcentując każdy gest przetarła dłońmi oczy, głośno przy tym ziewając. Młody arystokrata wypuścił nadmiar powietrza z płuc, zabijając wzrokiem brunetkę, która jedynie uśmiechnęła się szeroko.
-Wybacz, że przerywam twój jakże imponujący wykład ale chciałabym skorzystać z łazienki. - odparła niewinnie. -Jestem dziewczyną, tak? -dodała, widząc idiotyczną minę chłopaka.
-Serio? Nigdy bym na to nie wpadł. Dziękuję, o Pani, że wyprowadziłaś mnie z tego błędu. Będę ci wdzięczny do końca życia. - odparł poirytowany. -Do łazienki tamtędy.
Gdy dziewczyna znikła za białymi drzwiami, odetchnął głęboko. Minęło jedynie kilka minut a on już miał jej dosyć. Odniósł niemiłe wrażenie, że to on szybciej podupadnie na zdrowiu psychicznym, aniżeli jego gość. Miał jedynie nadzieję, że Gryfonka przypomni sobie niebawem to, jak bardzo się nienawidzą i zwinie się stąd jak najszybciej. Podszedł zrezygnowany do barku. Z niemałym zaskoczeniem odkrył, że po wielu, wypełnionych po brzegi butelkach, z wielobarwnymi płynami w środku, nie pozostało żadnego śladu. Wychodząc na ganek doszedł do wniosku, że na to, jak i wiele innych rzeczy, znajdzie jeszcze czas.

*****

Chłodna woda spływała po jej rozgrzanym od emocji ciele, przez głowę przelatywały setki myśli. Teraz była już całkowicie pewna tego, że nie znosi blondyna. Przypomniała sobie, że on sam niedawno powiedział coś podobnego. Jak wyglądały ich relacje, zanim się tutaj pojawiła i straciła pamięć? Przyrzekła sobie, że to będzie jedna z pierwszych rzeczy, o które spyta chłopaka. Zakręciła wodę i przez chwilę jedynie stała pod prysznicem, rozmyślając intensywnie o tym, jak chora jest ta cała sytuacja. Czy też musiała trafić do tego lasu, do tego domu, i którego właścicielem był w dodatku ten chłopak? To jakaś kara od losu?
-Cholera! - wydusiła z siebie jedynie. To niedorzeczne, że nie pamięta się niczego, nawet własnego imienia. Przejechała sobie ręką po twarzy. Miała nadzieję, że jej jakże kochany kolega zna odpowiedzi na wszystkie jej pytania. Wychodząc spod prysznica owinęła się puszystym ręcznikiem i zatrzymała przez chwilę wzrok na tym, co przed chwilą miała na sobie. Ubrania, w których leżała na ziemi i spędziła dzisiejszą noc nadawały się już tylko do śmietnika. Uchyliła lekko drzwi. W pomieszczeniu nie ujrzała blondyna, co mogło oznaczać jego rozpaczanie nad obecnym losem we własnym pokoju, bądź po prostu nieobecność w domu, co w obecnej sytuacji było jej wyjątkowo na rękę. Po cichu wyszła z łazienki i skierowała się do najbliższego pokoju. Od razu wiedziała, że znalazła się w jego pokoju. Ciemnozielone ściany pokrywało niezliczenie wiele plakatów zespołów muzycznych, których nazw nawet nie próbowała zgadywać. Porozrzucane ubrania na łóżku, wielkie księgi na biurku, paczki po papierosach i szklane, puste butelki świadczyły o tym, że albo młodzieniec prowadzi niezwykle aktywny styl życia, bądź wczorajszego dnia przechodził kryzys, który spotęgowała jej niezapowiedziana wizyta. Z ulgą dostrzegła wielką, ciemnobrązową szafę. Jeśli wcześniej wyobrażała sobie, że znajdzie w niej pasujące na nią ubrania, to całkowicie przeliczyła się. Nie ujrzała nic prócz koszul, wielkich bluz i t-shirtów, ciemnych jeansów, smokingu i... płaszcza? Wzięła wieszak, na którym to spoczywało owe znalezisko i ostrożnie położyła na łóżku. Czarny, długi materiał, który z pewnością był wystarczająco długi by sięgać chłopakowi do kostek, wyglądał jak szata. Tylko takie słowo przyszło jej do głowy. Oprócz czerni, dostrzegła gdzieniegdzie również ciemnozielony kolor, strasznie podobny do tego, który był wszechobecny w pokoju. Gdy odkładała odzież na miejsce, spostrzegła jeszcze jeden, ciekawy dla niej szczegół. Na materiale dostrzegła nadruk, który przedstawiał małego, zwiniętego węża. Przez chwilę pomyślała, że blondyn należy do jakiejś sekty, co zdecydowanie jej nie uspokoiło. Wzięła głęboki oddech, w pośpiechu porwała pierwsze ubrania, które wpadły w jej ręce i ponownie pobiegła do łazienki.

*****

Od ponad godziny siedział przed domem, wykonując przeróżne ćwiczenia, które pomagały rozluźnić mięśnie. Czuł, że z pustym barkiem nie przetrwa długo więc postanowił picie zastąpić większą ilością porannej rozgrzewki. Oczywiście jedynie przez pewien czas. Przetarł spoconą od wysiłku twarz ręcznikiem, ściągając przy tym wilgotną koszulkę. Upił łyk wody z małej butelki i powrócił do wykonywania kolejnej serii brzuszków. Podnosząc po kilku minutach głowę ujrzał coś, co sprawiło, że zdruzgotany opadł całym ciałem na ziemię. Przed domem stał jego nieproszony gość i wpatrywał się w niego. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że dziewczyna miała na sobie jego koszulkę i jego ulubione jeansy z podwiniętymi nogawkami, które były na nią o wiele za duże. 
-Na Salazara! - wykrzyknął wkurzony, szybko podnosząc się z podłoża. - Czy przegapiłem moment, w którym pozwoliłem dotykać moich ubrań, zakładać je na siebie i... jak ty w ogóle masz czelność wchodzić do mojego pokoju!?
-Nie wrzeszcz tak bo sobie jeszcze coś nadwyrężysz. - odpowiedziała ze stoickim spokojem, nie zwracając kompletnie uwagi na błyskawice w oczach blondyna, którymi miał ochotę zabić ją w tym miejscu, w tej chwili. - Moje rzeczy wyrzuciłam więc jeśli nie chcesz codziennie oglądać mnie w twojej garderobie to musisz iść ze mną na zakupy. - dodała, uśmiechając się szeroko.
Blondyn kompletnie nic nie zrozumiał z tego, co mówiła nastolatka. Jedyną rzeczą, o której w tej chwili myślał było to, że dziewczyna zwiedzała sobie w najlepsze jego pokój. Co mogła tam zobaczyć? Księgi zaklęć, flakoniki z eliksirami ukryte na dnie szafy, szaty szkolne, a może coś jeszcze gorszego... I co na głowę zdechłego trolla ona robiła w jego ubraniach? Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, ile kosztowała sama ta koszulka. To zresztą nie było najgorsze. Jak ona miała czelność je ubrać? I to jeszcze bez pozwolenia. Fakt, i tak nigdy by jej na to nie pozwolił ale zwykła kultura wypada zapytać o taką rzecz. Gdzie się podziała ta dawna Granger, która nigdy by nie zbliżyła się do niego na odległość mniejszą niż kilkanaście metrów, a gdzie dopiero dotykała jego ubrań? Musi coś z tym zrobić i to zaraz. Nie będzie czekał, aż jeden z najbardziej znienawidzonych przez niego osobników sam sobie o tym łaskawie raczy przypomnieć.
-Dobra, Granger, słuchaj mnie teraz uważnie. - powiedział tonem surowego profesora. - Sprawa wygląda tak, że... My... Wiesz, nienawidzimy się. Od zawsze. A zawsze to bardzo długo, tak? I choć cała ta sytuacja jest co najmniej chora to musimy jakoś przez to przebrnąć. Więc moje podstawowe pytanie brzmi: Skąd ty się tutaj, do cholery jasnej, wzięłaś?
-A myślałam, że ja jestem tutaj od zadawania pytań. - westchnęła. - Na to jedno i tak nie znam odpowiedzi więc tą część mamy już za sobą. Chciałabym za to wiedzieć, jakim...
-Ej, spokojnie. Ja jestem gospodarzem i to ja ustalam tutaj zasady. W zasadzie to mam pewien pomysł... - na jego twarzy można było dostrzec wręcz mikroskopijny, lecz jednak chytry uśmieszek. - Mamy wakacje, zresztą tego się pewnie domyślasz. Dokładnie za... 28 dni zaczyna się rok szkolny. Wykorzystamy ten czas na wbicie do tej twojej głupiej głowy, kim tak naprawdę byłaś, jesteś... W sumie nieważne. Codziennie możesz mi zadać jedno, i tylko jedno pytanie. Oczywiście jeśli nie zechcę, nie muszę na nie odpowiedzieć. I co ty na to? - dodał z niezwykle wymuszonym uśmiechem, unosząc jedną brew.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem. 28 dni... W takim razie może mu zadać prawie 30 pytań. Brzmi nieźle. Tylko co jeśli on nie raczy odpowiedzieć na żadne z nich? Lecz czy ma inny wybór?
-Niech będzie, oferta przyjęta. Jest jednak pewien warunek. - powiedziała, patrząc prosto w szare oczy blondyna. - Na wszystkie pytania masz odpowiadać szczerze, rozumiesz? Jeśli tylko zaczniesz kręcić to... nie chciałabym być w twojej skórze.
Chłopak ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Co taka chudzinka, która nawet nie zna własnego imienia może mu zrobić? 
-Umowa stoi, Granger. - dodał poważnym tonem. - Od jutra zaczynamy nasz mały maraton. 
Dziewczyna spojrzała poirytowana na chłopaka, który bez słowa ruszył w stronę domu.  
-Moment, moment! Codziennie jedno pytanie, tak? Nie przypominam sobie chwili, w której bym jakiekolwiek zadała. - krzyknęła.
-A niech to, zapomniałem o jednej, drobnej rzeczy. Pytania można zadawać do godziny 9 rano. Wszyscy zgromadzeni tutaj wiedzą, że jest w tej chwili... - spojrzał na swój zegarek - 9:02. Bardzo mi przykro, pozostało ci 27 pytań. Zresztą zupełnie przypadkiem usłyszałaś, masz na nazwisko Granger. To moje niedopatrzenie potraktuję jako pierwsze wykorzystane pytanie. Miłego dnia. - szybko zamknął drzwi, zostawiając wkurzoną brunetkę na zewnątrz. 
-Cholerna Granger. - burknął do siebie. Wiedział, że to dopiero początek katorgi, którą sobie zgotował na własne życzenie. Dlaczego po prostu nie potraktował jej pierwszym lepszym urokiem? Mógł w ogóle jej przecież nie wpuścić do środka. Pomyślał nad tym przez chwilę, a po jakimś czasie na jego ustach zagościł chytry uśmiech. Ma dobry miesiąc na to, by do znudzenia dręczyć i katować niepewnością jego szkolnego wroga, który może i kiedyś był geniuszem, a w jego mniemaniu kujonem, który jedynie zapamiętuje niepotrzebne regułki z podręczników. Na dodatek nikt tym razem mu w tym nie przeszkodzi. Zdał sobie sprawę z tego, że lepszego sierpnia nie mógł sobie wymarzyć.